Zofia

Historia Szkoły Empatii i Dialogu to w pewnym sensie historia Zofii,
jej poszukiwań, zmagań, rodzinnych i osobistych traum, które mogą zablokować kontakt i porozumiewanie się z ludźmi. To też przede wszystkim świadectwo nieustannego dążenia do zmiany, do przezwyciężenia kryzysów, po to, żeby żyć na nowo, w zgodzie i dialogu z sobą i innymi.
Szkoła Empatii i Dialogu, to nie tylko firma i marka, ale opowieść o tym, że dialog jest możliwy, że można się go nauczyć, doświadczyć i odzyskać radość życia i relacji z ludźmi

Ja, Zofia, dziś jestem psychoterapeutką, autorką książek o dialogu i relacjach
z dziećmi, prowadzę szkolenia, wykłady, spotkania, dzielę się wiedzą
i doświadczeniem, prowadzę  mediacje, czasem w bardzo trudnych sprawach, a Szkoła Empatii i Dialogu stała się miejscem docenianym i polecanym przez wielu. Ale nie zawsze tak było…

Przez wiele lat nie umiałam rozmawiać z ludźmi. Choć świetnie szły mi studia polonistyczne, potem teologiczne, mimo, że byłam zaangażowana wiele spraw, projektów i miałam masę pomysłów – nie rozumiałam czemu
relacje z ludźmi tak bardzo mnie męczyły!

Nie wiedziałam o co im chodzi i nie bardzo potrafiłam odkryć czego chcę
ja sama. I dlaczego tego nie wiem? Zadawałam sobie masę pytań.
Żeby znaleźć odpowiedzi, już po studiach, zawędrowałam do zakonu.
6 lat później z niego wyszłam, nadal bez odpowiedzi.

Stopniowo wiedziałam coraz więcej i więcej. Ale minęło jeszcze sporo czasu
zanim odkryłam uważny i otwarty dialog, który pozwolił mi to wszystko zrozumieć,
uporządkować i sprawił, że dziś mogę dzielić się z innymi tą wiedzą i doświadczeniem.

Jak to się stało?

Najpierw zadam Ci pytanie: Czy chcesz usłyszeć coś ważnego o mnie?

Mogę zacząć moją opowieść, jeśli chcesz mnie usłyszeć. Jeśli masz na to ochotę i czas.

JEŚLI NIE, nie teraz, niechętnie… to najlepszy czas, żeby się tu pożegnać!

Może innym razem –

pastedGraphic.png

 

JEŚLI TAK – to zapraszam.

„Czy chcesz mnie usłyszeć…”

To najważniejsze zdanie w dialogu. Od niego wszystko się zaczyna, bo dialog zaczyna się od słuchania. A słuchanie, to niezwykle prosta a zarazem skomplikowana czynność. Kiedy sprawy się „komplikują” trzeba znaleźć proste sposoby, żeby sobie z nimi radzić.

„Kiedy słuchasz, to słuchaj” – to jedna z takich prostych zasad uważnego dialogu. Jest ich jeszcze kilka. Są równie proste i oczywiste, tak jak cała struktura i teoria dialogu. Ale o tym opowiem ci na szkoleniu.

Teraz chcę opowiedzieć Ci coś ważnego o mnie.

Jak to się stało, że dzięki „trudnościom w komunikacji” stałam się „trenerką komunikacji”?

Skoro jesteś tutaj, domyślam się, że chcesz tak ja, pomóc sobie i innym. I być może znasz ludzi – (może nawet jesteś jednym z nich/nas) – którzy z tego powodu unikają relacji z ludźmi. Jeśli tak – witaj w klubie!

To zacznijmy.

Właśnie dlatego, że nie umiałam słuchać – nie potrafiłam też rozmawiać…

Zdarzało się to bardzo często i zbyt często traciłam radość z przebywania i rozmawiania z ludźmi.
I choć wiedziałam jak bardzo mi na tym zależy, nie miałam pojęcia, co z tym zrobić.

Moje rozmowy z ludźmi były chaotyczne. Z jednej strony wydawało mi się, że jestem lubiana i słuchana, ale jednocześnie miałam wrażenie,
że nie mówię jasno, o co mi chodzi. Były okresy, kiedy mówiłam dużo, lub z kolei bardzo mało. Nie byłam pewna, co jest ważne, a co nie. Czasem się wymądrzałam, opowiadając o moich pasjach, innym razem zatykało mnie, kiedy ktoś mnie o to pytał.

Rzadko mówiłam „nie”, choć potem tego żałowałam. Nie wiedziałam jak odmawiać, ale tak, żeby ten drugi „nie czuł się odrzucony”. A kiedy ktoś mi przerwał albo odmawiał, nie dawałam sobie prawa, żeby „czuć odrzucenie” – bo przecież „widocznie tak ma być”.

Koleżanka ze studiów stwierdziła kiedyś, że ubieram się najgorzej ze wszystkich na roku… Wiele godzin zastanawiałam się potem „czemu nie powiedziałam jej tego, albo tego…” – ale „szybka riposta” w mojej głowie rodziła się o jakąś godzinę, dwie – za późno.

Studia polonistyczne i teologiczne, podyplomowe studia nauk o rodzinie, mnóstwo szkoleń i kursów, staże i praktyki, a potem lata pracy wśród ludzi – najpierw jako zakonnica, nauczycielka, potem dziennikarka – nie rozwiązały moich problemów w komunikacji. Bo na prawdę łatwo było mi mówić o czymś albo o kimś, o książkach i ich autorach, o Bogu, modlitwie albo o literaturze i języku, o sztuce, filozofii. Ale trudno – o sobie…

Kiedy byłam dziennikarką, o wiele łatwiej było słuchać innych, pisać o nich i ich sprawach, o poglądach, pomysłach i problemach.
Pomyślałam wobec tego – to będzie mój wymarzony zawód i moje „powołanie”, bo… nie muszę nic i nikomu mówić – o sobie!
I właśnie w redakcji gazety, w której pracowałam, poznałam mojego przyszłego męża.
Był fotografem. To świetnie. Będą zdjęcia, obrazy, nie trzeba rozmawiać…

Bardzo trudny był dla mnie ten komunikacyjny i relacyjny bałagan. A najtrudniejsze to, że nie zdawałam sobie z tego sprawy, że wciąż szukałam – oczywiście na zewnątrz – poza mną, choć kłopot tkwił we mnie. Nie byłam w stanie prowadzić dialogu, bo wszystko było tylko o innych, dla innych,
z innymi i przez nich…

A dialog między mną i Tobą zaczyna się od tego, że to „ja chcę coś ważnego powiedzieć – o mnie”.
I od pytania – „czy Ty chcesz mnie usłyszeć?”

Wydaje się to skomplikowane?
Zaraz wyjaśnię o co chodzi.

Sama zrozumiałam to dopiero wtedy, kiedy wydarzyła się w moim życiu i relacjach z ludźmi prawdziwa katastrofa, która… oczywiście nie miała prawa się wydarzyć. Katastrofy i kryzysy mają właśnie to do siebie, że wydarzają się regularnie, choć wszyscy uważamy, że nie powinny. Kulminacja kryzysowej fali przyszła wraz pojawieniem się w moim życiu dzieci. Nie miałam pojęcia, że właśnie z nimi rozmawiać będzie mi najtrudniej.

Okazało się bowiem, że dzieci mówią wyłącznie o sobie!
Bez przerwy tylko o tym, co im się podoba albo nie podoba, czego chcą, czego nie chcą.
Jasno, autentycznie, z mocą.

– „Nie chcę iść do przedszkola!” albo jeszcze gorzej: „Nie chcę siostry! Nienawidzę jej!”

I właśnie wtedy – ja, mama, polonistka, nauczycielka i dziennikarka – wpadłam w panikę. Im bardziej chciałam korzystać z „pedagogicznych chwytów”, manipulacji czy kar – tym mocniej dzieci mówiły „Nie!”. Dopełnieniem katastrofy były konflikty z mężem i rozwód na horyzoncie.

Efekt – mój krzyk: Mam tego dość!

Im więcej krzyczałam, tym stawałam się jeszcze mniejsza, malutka.
Krzyk odbierał mi głos.

I wtedy właśnie zdarzył się klaps…
To był właśnie ten moment, kiedy wszystko musiało się zmienić…

Zaczęłam desperacko szukać sposobu, żeby ratować rodzinę i relacje z mężem i dziećmi.
Poszłam na terapię, czytałam masę mądrych książek, szukałam, pytałam…
Nie pomogło. Na terapii zajmowaliśmy się moimi „problemami” i jeszcze bardziej czułam, że sama staję się problemem, że ten problem mnie przytłacza. W zasadzie wiedziałam to od dawna. Nadal nie wiedziałam jak się po prostu dogadać z ludźmi!

Wtedy spotkałam Marshalla Rosenberga i „Porozumienie Bez Przemocy” czyli NVC (Nonviolent Communication).
Pojechałam na 9-dniowy trening, który poprowadził w Polsce. Uczyłam wtedy w szkole, ale moją intencją było poznanie NVC nie tylko
w pracy z uczniami, w szkole, ale przede wszystkim z moimi dziećmi.

Podczas jednej z sesji Marshall zapytał uczestników:  – Czy popełniliście w życiu jakiś błąd?

Kilka osób podaje swoje przykłady. Marshall wyjaśnia, że to przecież wybór takiej czy innej potrzeby, że błędu nie widzi…
Ja wiem, że mojego błędu nie zakwestionuje, ale boję się wychylić…

Wyobraź sobie: jesteś w grupie blisko setki ekspertów, trenerów, psychologów, nauczycieli – i jesteś jednym/jedną
z nich. I wiesz, że jedyne, co możesz odpowiedzieć na pytanie twórcy i pierwszego trenera „Porozumienia Bez Przemocy” – to przyznać się do tego, że bijesz swoje dziecko…

– Marshall, ja uderzyłam mojego synka… (słyszę siebie i cała drżę, co teraz, co teraz?)

Podchodzi do mnie. – Tak, to rzeczywiście błąd! – odpowiada spokojnie a nawet, jakby się ucieszył???
Ale po chwili poważnie:  – A kiedy to się stało?

– Kiedy chciał uderzyć swoją siostrę dużą zabawką. Ona miała wtedy pół roku, on 3 lata…

– Czyli chciałaś ją chronić. To jasne – stwierdza Marshall, a ja czuję, że do oczu napływają mi łzy…

– Prawdopodobnie nie nauczyłaś się jak mogłabyś chronić jednocześnie córkę i synka. Tego można się nauczyć
– dodaje Marshall. Mówi jeszcze coś na temat empatii, której pewnie potrzebuję. Ale tego nie słyszę już wyraźnie.

Tak, chcę się tego nauczyć – jak chronić ich oboje, razem. Jeszcze raz pójdę do szkoły, na studia, choćby na koniec świata, po tę wiedzę…

I tak zaczęła się moja nauka komunikacji, dialogu. Od momentu, kiedy ktoś usłyszał mnie.
Nie moje problemy, ale moje potrzeby.

Dosłownie po uszy zanurzyłam się w NVC.
Stało się od tej pory moją drogą, praktyką, moim studium i moją twórczością. NVC jest fundamentem uważnego dialogu.
Po latach, rozwijając tę koncepcję dialogu, nazwałam NVC komunikacją potrzebocentryczną…

Ale zanim to się stało, wróciłam do domu po 9 dniach nieobecności, gdzie czekały na mnie stęsknione dzieci.

Wtedy chyba po raz pierwszy w życiu naprawdę usłyszałam mojego synka. Skarżył się, że zostawiłam go w domu z tatą i siostrą.
Słyszałam jego słowa, ton głosu – docierały do mnie inaczej, głośno i wyraźnie.
Widziałam jego oczy i buzię, która w miarę mówienia się uspokajała… Po 5 minutach opowiadania, jakie to było straszne
i złe i niedobre, że został z tatą… usiadł w fotelu i zamilkł. Potem uśmiechnął się i powiedział – To ja idę się bawić mamo!

W tym samym roku pojechałam do Danii na Family Camp – trening NVC dla rodzin. Zaprosił mnie tam Karsten, jeden z trenerów NVC – asystentów Marshalla. W Rosenlund, swojej farmie w północnej Fionii, wraz ze skandynawskimi trenerami NVC, Karsten organizował właśnie ten „trening dla uczestników w każdym wieku”, dla dorosłych i dla dzieci.

W Rosenlund dowiedziałam się, co o relacjach rodzinnych pisał też Jesper Juul. Parę lat później poznałam osobiście tego legendarnego skandynawskiego terapeutę i nauczyciela i po jakimś czasie bezpośrednio od niego uczyłam się dialogu.

Uczestnicząc w Family Camp z duńskimi rodzicami i dziećmi zobaczyłam, że wszystko zaczyna się w rodzinie…
I od dziecka, tego, którym byłam ja sama.
Od tego, czy jako dziecko mogłam mówić, czy nie.
Czy ktoś mnie słuchał i słyszał, a nie tylko do mnie mówił i oczekiwał ode mnie „posłuszeństwa”.
Czy moje „tak” i „nie” były równie ważne dla moich opiekunów…

I wreszcie, co ja z tym wszystkim zrobię teraz?
Czy potrafię pokonać ocean nieporozumień, niejasności, wspomnień i bólu.
Czy potrafię zatrzymać wpływ trudnych doświadczeń i zawrócić z drogi.
Czy razem z dziećmi ocalimy nasze tu i teraz, naszą radość, bliskość, spontaniczność i kontakt.

W końcu i dzięki dzieciom – zakwestionowałam niemal wszystko, czego o języku i komunikacji w rodzinie dowiedziałam się wcześniej.
I co, w gruncie rzeczy, okazało się nieprzydatne. Znalazłam nowy, mocny grunt dla naszych relacji.

Choć rozpadło się małżeństwo, ocaliliśmy z moim ex-mężem i naszymi dziećmi oraz z naszymi nowymi partnerami w patchworkowej, polsko-duńskiej rodzinie – autentyczną przyjaźń.

Stopniowo, dzieląc się z innymi rodzicami wiedzą, doświadczeniem i budując naszą nową rodzinę i Szkołę Empatii i Dialogu, doskonaliliśmy nasze zasady, definicję i teorię i strukturę dialogu. Pisałam o tym w moich książkach „Wychowanie bez klapsa” (2006) i „Dialog zamiast kar”(2013).

Najważniejszą inspiracją dla nas, oprócz NVC i pedagogiki Juula były elementy terapii Imago, których uczyliśmy się od Hedy i Yumi Schleiffer. W 2015 roku poznaliśmy też i doświadczyliśmy uzdrawiającej mocy „Otwartego Dialogu” – wypracowanej w Skandynawii formy pracy z rodzinami w kryzysach.

Wszystkie te niełatwe doświadczenia jeszcze bardziej wzmocniły moje zaufanie do rodzicielstwa opartego na dialogu.

Dialog pojawił się między mną i moimi dziećmi właśnie wtedy, kiedy zdecydowałam się naprawdę słuchać, zatrzymać, przyjrzeć,
co dzieje się
w nich i co dzieje się we mnie, bez względu na to, co dzieje się obok, na zewnątrz i czego inni oczekują albo wymagają ode nas.

Dopiero wtedy mogliśmy się usłyszeć, a każdy dialog z nimi stawał się wydarzeniem, przygodą, poznawaniem siebie nawzajem, ujawnianiem myśli, uczuć, potrzeb, tajemnic, którymi każdy z nas jest dla drugiego i dla siebie. Ten dialogiczny proces prowadził nas do spotkania, w danej chwili tu i teraz i tam, gdzie rozmawialiśmy. Dialog stał się jak kompas  i jak mocna, bezpieczna łódź, którą pokonywaliśmy sztormy i życiowe katastrofy.

Dzięki dialogom z dziećmi odzyskałam radość z komunikacji, radość z bycia razem – nie tylko z nimi, w rodzinie,
ale z ludźmi w ogóle.

Proste zasady i struktura dialogu, stały się główną osią programu i szkoleń, na które przychodziło coraz więcej osób.
Jedna z mam nazwała te spotkania „ogrzewalnią”, w której rozpuszczają się jej zamrożone emocje, co pomaga jej, żeby potem,
w relacjach z dziećmi zachować więcej ciepła, elastyczności i miłości. I wszystko dzięki temu, że tak działa prawdziwy,
uważny i świadomy dialog.

Podzieliłam się z Tobą moją osobistą historią, bo pomyślałam, że dobrze żebyś wiedział/wiedziała, że nie wyssałam moich umiejętności komunikacji
z ludźmi a tym bardziej porozumienia bez przemocy z mlekiem matki i nie urodziłam się terapeutką ani ekspertką.

Szkoła Empatii i Dialogu powstała z żywego doświadczenia, w ogromnym życiowym kryzysie i pragnieniu zmiany.
Nowe spojrzenie na komunikację, dialog i potrzeby moje oraz innych ludzi, uratowało mnie i moją rodzinę, w momencie,
kiedy mnie samej wydawało się, że zaraz zwariuję i tego wszystkiego nie wytrzymam…

Jeśli nie miałeś/łaś do tej pory styczności z NVC, otwartym i uważnym dialogiem, może Ci się to wydawać niejasne, trudne lub skomplikowane.

Chcę Ci powiedzieć to, co przed laty powiedział do mnie Marshall Rosenberg… możesz się tego nauczyć!

Możesz też przybliżyć sobie to, czym dzielimy się w Szkole Empatii i Dialogu, zaglądając do naszego kuferka wiedzy, gdzie znajdziesz wiele darmowych materiałów o porozumieniu bez przemocy, dialogu, relacjach w rodzinie itd.