Trening komunikacji Neuroafektywnej

To, że można słowami kogoś zranić i że zwykle nie chcemy tego robić – to w zasadzie oczywiste.

Ale czy słuchanie może być raniące?

Tak.

Nieuważne, nieumiejętne słuchanie jest nawet znacznie gorsze i może bardziej zranić, niż otwarte „niesłuchanie”.

Myślę, że większość kłopotów w relacjach między ludźmi, ich bolesne i niekończące się konflikty, kłótnie, wojny domowe i wszelkie inne – biorą się przede wszystkim z braku słuchania, niż z tego jak do siebie mówimy.

Choć nie zastanawiamy się nad jakością naszego słuchania, nie oznacza to, że nie mamy z nim problemów. To jasne, że sami chcemy być słuchani z uwagą. Wydaje się nam też, że tak samo słuchamy innych.

Czy rzeczywiście? Po czym poznać czy kogoś słyszysz czy nie?

Okazuje się, że nawet jeśli wydaje ci się, że kogoś słuchasz i choćbyś sam był/była o tym przekonany/przekonana, zapewniasz drugą osobę: „przecież słucham…”, WCALE NIE MUSI TAK BYĆ. I jeśli ktoś w trakcie rozmowy  mówi Ci – „przecież ty mnie w ogóle nie słyszysz…” – warto się zatrzymać.

Tak. Możesz słuchać a nie słyszeć. Możesz być pewny/pewna, że słyszysz – i nadal nie słyszeć.

Kto – lub co o tym decyduje?

To bardzo ważne pytanie. Niezwykle istotne w relacjach między ludźmi. Bo jeśli nawet potrafimy mówić, i to jeszcze wieloma językami – nie oznacza to wcale, że się wzajemnie słyszymy, a tym bardziej, że się rozumiemy.

Jak ważna jest jakoś słuchania i słyszenia siebie nawzajem wiedzą ci, których praca polega na „pomaganiu” ludziom – także poprzez słuchanie. Należą do nich terapeuci, coachowie, trenerzy, księża, nauczyciele, lekarze…

Też do nich należę, jako nauczyciel, trener, terapeuta, coach rodzicielski.

Kiedy rozmawiam z koleżankami i kolegami – dochodzę do wniosku – że wybraliśmy te zawody – bo sami szukaliśmy sposoby „lepszej” komunikacji. I zwykle sami mieliśmy z tym problemy. Kiedy odkrywamy ich źródło i zaczynamy sobie „lepiej radzić”  z komunikacją  – nabieramy ochoty, żeby pomóc innym. I żeby także im „po-radzić” pastedGraphic.png

I tu znowu zaczynają się schody….

Czasem wychodzisz ze spotkania z drugim człowiekiem – masz wrażenie, że nie rozumiesz tej osoby. Nie wiesz jak jej pomóc – a przecież po to się spotkaliście. Po to wybrałeś/wybrałaś ten zawód – bo wiesz, że ludzie potrzebują pomocy w swoich kłopotach. Nie byłoby Cię tutaj, gdybyś sam nie zdecydował/zdecydowała się kiedyś poszukać tej pomocy najpierw dla siebie. I pamiętasz chwile kiedy bolało właśnie NIE zrozumienie…

A jak to się ma do słuchania.

Jeśli chcesz zrozumieć, musisz poznać. Żeby poznać – musisz usłyszeć. Usłyszeć drugiego człowieka, zupełnie innego a jakże podobnego do ciebie. Takim jaki jest, i tym, kim on jest.

No właśnie. A kim jest człowiek?

W trakcie studiów, szkół, treningów w różnych koncepcjach, które poznajemy, żeby móc pracować z ludźmi, patrzeć na ich problemy z różnych perspektyw, dowiadujemy się mnóstwa ciekawych rzeczy na temat innych i siebie samego. Wydaje się, że już wiemy tak wiele, więc możemy iść i pomagać!

I właśnie tu zatrzymam Cię, żeby powiedzieć co o mnie.

Pracując wiele lat z ludźmi – jako nauczycielka, trenerka, terapeutka – zauważyłam, że im więcej miałam wiedzy o człowieku w ogóle, tym rzadziej rozumiałam ludzi, których spotykałam, uczyłam, którym pomagałam.

Im więcej chciałam „im przekazać” – nauczyć ich – albo „im pomóc” – zgodnie z kryteriami „dobrostanu” którego mnie uczono i jak myślałam, którego potrzebują – np. stosując jakąś „technikę” – tym mniej efektu przynosiła ta praca. A jaka była męcząca dla mnie!

W istocie – im więcej uczyłam i pomagałam – jednak nie pomagałam. Im więcej chciałam z siebie dać, tym mniej dawałam…

Czy to możliwe?

Tak!

Dostrzegłam tę zależność wiele  lat temu, kiedy jeszcze pracowałam w szkole.

Samo założenie, że jako nauczyciel mogę oczekiwać uwagi uczniów i ich zainteresowania tematem, który przekazuję – gdy jednocześnie sama nie interesuję się nimi, kim są i, co robią i dlaczego – wtedy nauczanie – a także wszelkie pomaganie – po prostu „nie działa”.

Zdałam sobie sprawę, że nauczanie jest skuteczne, kiedy jest w nim równowaga, równa ważność – czyli wzajemna uważność i szacunek dla obu stron – ucznia i nauczyciela.

Kiedy mam złudzenie, że „ja wiem” i mówię do tych, którzy „nie wiedzą” – powstaje nienazwana, niewidzialna i niepotrzebna bariera. To właśnie tu ryzykuję brak tej równowagi. Kiedy zrezygnowałam z pomysłu „nauczanie”, zaczęłam po prostu rozmawiać z uczniami, słuchać tego, co mówią, co myślą, zaciekawiać się nimi. Moja praca stała się raczej inspirowaniem uczniów, niż „nauczaniem”. Zamiast mówić do nich, czego mają się nauczyć, zaczęłam mówić o mnie, dlaczego jakieś zagadnienie jest dla mnie ważne, ciekawe i jakie ma ono dla mnie znaczenie, czyli co robię i po co, co mnie interesuje i kim jestem ja, jako człowiek, a nie tylko nauczyciel. W ten sposób powstawał między nami kontakt. Zauważyłam wtedy, że nawet uczniowie najmniej zaciekawieni przedmiotem, chętniej brali udział w lekcjach. Zabierali głos, byli aktywni.

Tamte doświadczenia wyznaczyły sposób w jaki pracujemy nad komunikacją w Szkole Empatii i Dialogu. Jak uczymy dialogu i jak chcemy, żeby dialog był nauczany. W gruncie rzeczy wszelkie próby „nauczania” komunikacji i dialogu, muszą być dialogiczne. Nie ma sensu mówienie o komunikacji bez zauważenia tych, z którymi się komunikuję i bez gotowości i umiejętności ujawnienia siebie. Bez zobaczenia i usłyszenia tego, co w nas  najgłębsze, prawdziwe i nasze własne, wszelkie próby komunikacji będą mówieniem, opowiadaniem, opiniowaniem – ale nie dialogiem.

Dialog to rozmowa o rozmawiających. Dialog się wydarza, dzieje się wtedy kiedy rozmawiają. „Ta chwila nigdy się nie powtórzy” – jak mówił Martin Buber. Warto ją uchwycić, zauważyć, zważyć – uwydatnić i celebrować. W ten sposób świętujemy kontakt, spotkanie, porozumienie i razemność – czyli właśnie to, o co chodzi w dialogu.

Nie mogę nikogo niczego nauczyć – jeśli go nie spotkam, jeśli nie potrafię zbudować z nim kontaktu. I jeśli on nie zechce lub nie będzie w stanie usłyszeć i spotkać także mnie. Może być tak, że podwyższony ton, albo język i sposób w jaki mówię, nie dociera do niego, jest niezrozumiały, albo on w chwili, kiedy mówię, jest zaabsorbowany czymś znacznie ważniejszym. Może być też tak, że sposób w jaki go słucham nie zapewnia go, że go słyszę. Więc zamiast otworzyć ucho na moje słowa – wciąż stara się coś ważnego mi przekazać. Jeśli tego nie sprawdzę, nie dowiem się o co chodzi, moje mówienie w takiej chwili nie ma sensu.

Zdaniem Marshalla Rosenberga  – chwila kiedy między ludźmi powstaje głęboki, autentyczny kontakt  – to chwila, w której następuje uzdrowienie.

W Szkole Empatii i Dialogu proponujemy trening „Komunikacji Neuroafektywnej” dla profesjonalistów, dla wszystkich, którzy chcą nauczyć się uważnie słuchać, uczyć, wspierać, pomagać. Ale najpierw zapraszamy ich, żeby sami doświadczyli bycia usłyszanym i przyjrzeli się jakości swojego słuchania.

Słuchanie jest niezwykle skomplikowanym procesem, który wykonuje ciało człowieka. W trakcie słuchania i w trakcie mówienia zachodzi niezliczona ilość zjawisk, które angażują całego człowieka, nie tylko jego myśli, ale wszystko co przeżywa, co pamięta, co sobie przypomina w trakcie mówienia i co czuje, co odczuwa jego ciało. Wszystko dzieje się w chwili, czasem bardzo szybko, a czasem chwila ta potrzebuje trwać.

Trening ten to doskonalące szkolenie komunikacji w oparciu o NVC, psychologię rozwoju neuroafektywnego oraz teorię Poliwagalną wraz z kontekstem traumy somatycznej i traumy więzi.

Skorzystają z niego wszyscy, którzy w swojej pracy chcą pomagać i towarzyszyć innym w nauce, rozwoju i zdrowieniu.

– w trakcie treningu dowiesz się jak działa układ nerwowy człowieka w trakcie dialogu,

– nauczysz się regulować własne stany fizjologiczne, żeby wzmocnić własną odporność (rezyliencję) i sprawność w komunikacji, zwłaszcza w chwilach , które dla ciebie mogą być wyzwaniem (bo są wyzwaniem dla osób – którym towarzyszysz).

– nauczysz się rozpoznawać bardzo subtelne sygnały pojawiającego się kontaktu.

– zauważysz swoje własne ograniczenia, które utrudniają Ci słuchanie i słyszenie ludzi.

I wreszcie – dowiesz się na co w trakcie dialogu masz wpływ a na co nie i przestaniesz brać odpowiedzialność za coś, tam i wtedy, kiedy jej nie masz. A także poćwiczysz w jaki sposób umiejętnie i uważnie  przekazać tę odpowiedzialność osobom, które  przychodzą do Ciebie po pomoc – oni właśnie tego potrzebują.