Dialog zamiast kar

38.00 

Zofia Żuczkowska

Data wydania: 2013-05-18
Liczba stron: 256
Język: polski
ISBN: 9788362445271

Kategoria:

Opis

Dialogu, o którym piszę w tej książce, nauczyły mnie dzieci. I  wcale nie była to łatwa lekcja. Dzieci przede wszystkim zakwestionowały mój sposób rozmawiania z nimi, odmawiając i ignorując to, co do nich mówiłam. A mówiłam dużo, zbyt dużo! Pierwszym zadaniem dla mnie było więc – nauczyć się słuchania.

Ponieważ wymuszanie i kary, nie tylko nie działały, ale sama chciałam ich unikać, żeby się porozumieć z dziećmi potrzebowałam jakiejś innej drogi.  Właśnie dlatego powstał „Dialog zamiast kar” – bo: po pierwsze sama postanowiłam znaleźć tę nową ścieżkę komunikacji z dziećmi, a kiedy już ją odkryłam, bardzo chciałam podzielić się z innymi rodzicami tą naprawdę „dobrą nowiną” – że można „ułatwić” sobie bycie rodzicem. Właśnie poprzez kontakt i dialog z dziećmi. Tym, co zdecydowanie transformowało moje rodzicielstwo, był właśnie dialog. 

Ale co to jest dialog? 

Jako matka polonistka, więc teoretycznie ekspert w sprawach języka i komunikacji – miałam masę przeróżnych odpowiedzi na to pytanie i różnych koncepcji dialogu, który miał być jakiś – wychowawczy, motywujący, wspierający, towarzyszący, otwierający czy zamykający, itp. … 

Dzieci nie obchodziła żadna ekspercka nakładka. Miały w nosie wszystkie teorie, dyplomy i certyfikaty. Z uporem małych geniuszy – wzywały mnie do zmiany, kreatywności, do rozwoju.

To one stały się dla mnie wzorem autentyczności i rozmawiania, które prowadzi do spotkania. Kiedy złożyłam „broń” i poddałam się ich wskazówkom – kiedy z mocą i odwagą podobną do ich odwagi sama zaczęłam mówić „tak” i „nie” – „lubię – nie lubię”, „podoba mi się – lub nie”, „chcę” i „nie chcę” –  wtedy między nami wszystko zaczęło się układać. Dialog poprowadził nas do kontaktu – spotkania, wzajemnej wymiany informacji o sobie – o mnie i o dziecku. Żadnej „formacji” – żadnej nierównowagi, „wychowywania”, żadnego ja wiem, ty nie wiesz… Zamiast tego – wzajemna ciekawość, zdumienie, fascynacja – nim, nią, mną – i życiem danym nam tu i teraz. I rozwiązaniami, które z tego unikalnego, jedynego – tu, teraz i razem – powstają.

Okazało się, że bycie rodzicem moich dzieci, tych, z którymi jestem w dialogu –  nie jest tak wymagające, jak wszelkie rodzicielskie koncepty, o których czytałam i próbowałam naśladować, nowatorskie pedagogiki, teorie i idee przeróżnych rodzicielskich  guru. 

To dzieci – moje dzieci – uczyły mnie takiego rodzicielstwa, jakiego potrzebowały. To one są moimi nauczycielami macierzyństwa, a ja jestem ICH matką. Poznawanie dzieci, usłyszenie ich słów i emocji,  zobaczeni kim są i czego chcą od mnie stało się treścią naszej relacji. A moim kolejnym zadaniem, nieodzownym w dialogu z dziećmi, jest wiedzieć kim jestem i czego chcę! 

W ten sposób odkryłam też fundamentalny „błąd posłuszeństwa” – które często uznawane jest za fundament relacji między rodzicami a dziećmi. Idea „posłuszeństwa” – czyli wymaganie od dzieci, żeby słuchały (lub gorzej – „słuchały się”) rodziców – to właśnie ten błąd. 

Nie, nie… nie obawiaj się, że się z dziećmi koleguję , równam czy bratam. Nic podobnego. To ja jestem matką, liderem, który odpowiada na potrzeby dzieci i za ich zaspokojenie. Dlatego to do mnie należy stworzenie takiej relacji, w której dziecko podejmuje swoje wyzwania rozwojowe. Właśnie tu tkwi istota problemu – jak to się robi?

Kiedy poznałam dialog i moc „słyszenia” a zakwestionowałam „posłuszeństwo” –  zdałam sobie sprawę, że w relacjach z dziećmi chodzi o coś niezwykle prostego – o kolejność. Najpierw trzeba usłyszeć dzieci, a dopiero potem do nich mówić!

Dzieci usłyszane są gotowe słuchać i usłyszeć mnie. I uwielbiają współpracować. Wspólne i wzajemne działanie, wymiana informacji o sobie po to, żeby razem rosnąć i rozwijać się to przecież naturalny stan życia dziecka. To także naturalny stan mojego rozwoju w macierzyństwie. Nie wszystko zależy ode mnie, od tego co mówię, robię i jakim jestem rodzicem. Nie muszę wiedzieć – ważne, że chcę się dowiedzieć i stale aktualizować wiedzę o dzieciach, ich potrzebach, ich pragnieniach i fascynacjach. I chcę w relacji z nimi poznawać i zmieniać siebie.

Nie wystarczy zakwestionować stare metody „wychowywania”, nawet te, o których wiemy, że szkodzą – jak presja, klapsy i przemoc – jeśli nie znamy innego sposobu, by z nimi współpracować, wspierać je i towarzyszyć im w rozwoju. Sposobu wpierającego także mój rozwój, w harmonii z wartościami na których mi zależy – jak szacunek, wzajemność ale też – mniej trudu i wyzwań! 

Nie oszukujmy się – bycie rodzicem to nie jest „bułka z masłem”. Z drugiej strony – bycie dzieckiem rodzica, który stoi wyłącznie wobec wyzwań i trudu – też do łatwych nie należy… 

W czasach kiedy jak grzyby po deszczu rodzą się pomysły na „nowe rodzicielstwo” – ja odkryłam „rodzicielstwo dialogu”. To ścieżka znacznie prostsza niż wiele innych i sprawdzona w ciągu wielu lat moje trenerskiej i terapeutycznej pracy z rodzinami. A jednocześnie jest to ścieżka niezwykle logiczna i atrakcyjna nie tylko dla dorosłych ale i dzieci. Też oparta na wiedzy i badaniach naukowych – ale to nie ekspercka wiedza jest istotą dialogicznej relacji z dziećmi. 

Dialogiczna relacja jest prawdziwym kontinuum – trwa przez całe życie moje, dzieci, rodziny. Nie zaczyna się ode mnie, od nas. Nie kończy się na mnie, ani na moich dzieciach.  Wszyscy jesteśmy jej aktywnymi twórcami. W relacji jesteśmy częścią relacji, częścią rzeczywistości, która nas łączy, kształtuje a jednocześnie jest przez nas nieustannie kształtowana. Ileż tu wolność, twórczości i zabawy!

Zamieszczam poniżej jedną z opinii o mojej książce jaką dostałam mailem, myślę, że może jeszcze lepiej zobrazować to czego możesz się po niej spodziewać:

„Już jakiś czas temu przeczytałam Twoją książkę „Dialog zamiast kar”. Na wielu stronach miałam ochotę zaginać rogi, żeby potem łatwo odnaleźć wybrane fragmenty (nie miałam ze sobą ołówka w autobusie) 🙂
Swego czasu Twoja książka o wiele bardziej do mnie przemówiła niż „O języku serca” Marshalla. Zastanawiałam się dlaczego. Możliwe, że czytałam ją w bardziej wrażliwym okresie, gdy byłam otwarta na jej treść. Możliwe też, że Twój styl pisania i opowiadania jest mi bliski – pewnie każdy z nas ma jakieś preferencje. Ale myślę też, że to dzięki temu, że Ty opisujesz bardzo osobiście proces własnego poznawania NVC i zmian, które się u Ciebie zadziały.
Dzielisz się swoimi doświadczeniami, bardzo autentycznie. Pewnie duże znaczenie ma też to, że wychowałaś się i żyłaś/żyjesz w polskich realiach, więc czytelnik może się utożsamiać z tym, czego doświadczałaś. To bardzo pomaga w odniesieniu do siebie tego, o czym piszesz. Dla mnie ta książka jest niezwykle wspierająca i klaryfikująca różne rzeczy.
Myślałam sobie też, że ten tytuł – „Dialog zamiast kar” może zawężać grono czytelników. Bo wg mnie sugeruje, że to książka tylko o rodzicielstwie i to o jakimś jego wąskim obszarze. A wg mnie ta książka jest o wiele bogatsza. Ja często ją polecam znajomym jako lekturę bazową dla osób zainteresowanych NVC. Wg mnie pomaga zrozumieć, o co w tym chodzi, dostrzec i zrozumieć NVC jako coś o wiele większego i głębszego niż jedynie metodę komunikacji, tylko właśnie jako podejście do życia i sposób patrzenia na ludzi i relacje. W ogóle wydaje mi się, że ona ma terapeutyczne działanie :))) Wielkie dzięki, że ją napisałaś! Dla mnie jest świetna :)”

                                                                                                                                                          Marzena Kociucka